• W instrukcji tego nie znajdziemy...czyli opowieść wigilijna.

    Motoryzacja zna wiele przypadków, które nie zostaną opisane w instrukcjach obsługi naszych "cudeniek". Oprócz wiedzy, "doktorom" od samochodów potrzebne jest także jeszcze to "coś", co pozwoli im znaleźć usterkę tam, gdzie nikt by się nie spodziewał...

    Witam szanownych Mondeomaniaków! Jest to mój debiut na takim forum więc proszę o wyrozumiałość za nieścisłości, nieprecyzyjne wyrażenia i ogólne plątanie się w zeznaniach… Od października jesteśmy wespół z Koleżanką moją Małżonką właścicielami FM Mk II 1,8 TDI C. Super autko. W porównaniu do poprzedniego naprawdę super. Pomijam okoliczności zakupu, choć też są ciekawe bo ostatnią rzeczą na świecie, którą na ów czas chciałem nabyć było nadwozie typu „kombi” (teraz nie chcę innego…). Autko przyjechało zza Odry więc było naprawdę zadbane i terkotało jak zegarek, jednak miało tu (podcieki pomiędzy skrzynią biegów a silnikiem) i tam (rozrząd, filtry, płyny, oleje) sprawy do poprawienia i wymiany. Norma. Jednak sprawowało się super. I nadszedł ten dzień, w którym do warsztatu mechanicznego, licencjonowanego, na wymiany i likwidacje podcieków wspomnianych, autko oddać musiałem. Na wymianę podstawiłem wózek wraz z nowymi częściami systemów podlegających wymianie o umówionej, porannej godzinie. Wychodziłem z warsztatu z zapewnieniem szefa, że najpóźniej na dzień jutrzejszy wózek będzie do odbioru. Wyczekałem cierpliwie do następnego dnia, do zaawansowanych godzin popołudniowych. Kiedy moja cierpliwość skończyła się około godziny osiemnastej szef oznajmił mi, że już go składają i mogę podjechać po odbiór. Przyjechałem. Wózek rozbabrany, krzątanina wokół i zapewnienia, że już, zaraz… W końcu odpalili (z pewną trudnością) ale zgasł. Kolejne odpalenie (tu już spojrzałem na obroty – 1500/min i wahania +100, - 400/min) i końcu zdechł był. Wyraziłem głośno swoje spostrzeżenia. U szefa poziom adrenaliny rósł do spółki z frustracją z każdą upływającą minutą (czas na fajrant a tu trup stoi i właściciel nie chce go zabierać…). W końcu ustaliliśmy, że przyjdę następnego dnia. Zadzwoni jak zrobią. Następnego dnia szwagier mój nie wytrzymał. Przyjechał po mnie po robocie i zawiózł po samochód, samemu będąc ciekawym jak się sprawy mają. A sprawy miały się podobnie jak poprzednio. Z tą różnicą, że odpalił. Obroty jak poprzednio, podwyższone i pływają. Szef zapewniał, że wszystko sprawdzili i jest OK. Ponadto powiedział, że nie zmieniał regulacji bo oszukałby mnie ale nie siebie. „To” wyreguluje się samoczynnie za jakiś czas. Dałem się przekonać na jazdę. Nie byłem zadowolony ale potrzebowałem wózka na Święta. Dogadałem się tyle, że mam pojeździć i testować. Jakby co, to przyjechać… Postawiłem autko pod domkiem i poszedłem do swoich spraw. Po kilku godzinach postanowiłem wjechać na posesję bo czasy teraz jakieś niespokojne… Kluczyk w stacyjkę, „wygrzewka” i… nic. Nawet nie zagdakał. Kolejna próba i złudzenia padły. Dzwonić w środku nocy nie będę. I przez następne dwa dni też nie. Wiadomo dlaczego. Zostałem bez wozu i udawałem, że lubię Świąteczne spacery. Zaraz z rana w dzień poświąteczny zadzwoniłem i oznajmiłem radosną nowinę. Przyjechał pan (Prawa Ręka Szefa –„PRS”), który pomógł uruchomić i zaprosił do warsztatu. Kolejne konsylium i diagnoza: „powietrze jakieś lewe w paliwie”. Sprawdzono instalację od korka wlewu do wtryskiwaczy. Radzono nad pompą paliwa i silniczkiem krokowym. I nic. Dolegliwości te same. Po którejś z kolei próbie uruchomienia wsadziłem głowę do komory silnika i usłyszałem charakterystyczny, cichutki dźwięk zasysanego powietrza. „PRS” nadstawił ucha i usłyszał to samo. BINGO! Tylko gdzie?! „PRS” rozpoczął oględziny przewodów paliwowych na kolanach, w bezpośredniej niemal bliskości nosa przy rurce. Po chwili poszukiwań znalazł ciekawą rzecz. Otóż na łuku rurki zasilającej silnik w paliwo (bezpośrednio na silniku), „wtryskiem” przez PRS nazwanej, znaleziono małe wyżłobienie. Niewielki „szlif”. „Wtrysk” jednak był, pomimo przytarcia”, nieuszkodzony. Więc co? Otóż nad „wtryskiem” przebiega rurka cienkościenna, przez PRS nazwana „powrotem”. I rurka ta „pod spodem”, a więc w niewidocznej części swojego przebiegu, miała całkiem głębokie wyżłobienie. Była sucha, nie było pewności czy rzeczywiście jest sperforowana, ale „to tak nie może być i trzeba to również zrobić”. Tu nastąpiła wymiana uszkodzonego fragmentu rurki, po niej próba odpalenia i … zagdakał. Zakrztusił się, zawahał i ustalił obroty na poziomie 900/min. Po przegazowaniu obroty wróciły bez szemrania do poziomu 1000-1100/min. Kilkakrotne wyłączenia i uruchomienia silnika w celu zmaterializowania się tego cudu nie wpłynęły na wartość obrotową silnika ani na jego układ zasilania czy rozruchu. Terkotał jak marzenie. Lekko i równiutko. Jak zegareczek. Jazda testowa również wypadła zadawalająco. Teraz testuję wózek na okoliczność zużywania paliwa rozkoszując się komfortem, jaki ten samochód daje kierowcy. Odkrywam ciekawostki tegoż egzemplarza (znalazłem jakąś instalację elektryczną pod fotelami – najprawdopodobniej ich ogrzewanie …). Przyszłość rysuje się nieźle. Na wiosnę zawalczę ze stacją klimatu. A póki co, to w kontrolowany sposób rozwijam w sobie mondeofilię. Na Nowy Rok pierwszy toast spełnię paliwkiem i popiję olejem, co by silnik grał a zakąszę smarem, aby wózek nie trzeszczał i rdza się go nie imała. A wszystkim Mondeomaniakom życzę tradycyjnie: gumowych drzew, szerokiej drogi i wypasionych koni pod maską!!!
  • Partnerzy



    Sklep z częściami samochodowymi

    http://www.oilcenter.pl/
    http://www.wikar.pl/ http://www.rezulteo-opony.pl/
  • Kluby zaprzyjaźnione

    Focus Klub Polska Fiesta Klub Polska Ford Escort FanKlub Polska
  • Warto odwiedzić


    Polska Jazda



    Grupa Image

    MKP na Facebook

    Mondeo Tube

    Mondeo Bowling

    Mondeo Nasza Klasa